niedziela, 2 marca 2014

PIERWSZE WOLNE WYBORY z panem Zygmuntem Strzyczkowskim rozmawia Małgorzata Wilczak



M.W. - W czerwcu 2014 r. mija 25 lat od pierwszych tak zwanych wolnych wyborów w Polsce, które przyczyniły się do upadku komunizmu w naszym kraju i powstania demokratycznego państwa - Rzeczpospolitej Polskiej. Chciałabym porozmawiać z Panem na ten temat.
Z.S.-  Chętnie wrócę myślami do tych czasów, bo były one niezwykle dramatyczne, ale i ciekawe.
M.W. - Ile miał Pan wtedy lat?
Z.S. - Miałem 54 lata, byłem już człowiekiem dojrzałym, miałem wyrobione, negatywne zdanie na temat komunistycznej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, w której musiałem żyć.
M.W - Jak wyglądała wówczas sytuacja w Polsce i jakie były nastroje społeczne?
Z.S. - Sytuacja polityczna była bardzo trudna, władzę w Polsce sprawowała od ponad 40-stu lat Polska Zjednoczona Partia Robotnicza i zależne od niej ugrupowania: Zjednoczone Stronnictwo Ludowe
 i Stronnictwo Demokratyczne. Co kilka lat społeczeństwo buntowało się, ludzie wychodzili na ulicę, domagając się lepszych warunków życia i swobód obywatelskich. Rozruchy były tłumione przez milicję
 i wojsko. Ludzie ginęli i wsadzano ich na wiele lat do więzień. W końcu lat 70-tych  bunty społeczne przybrały na sile, strajki ogarnęły cały kraj. Powstała później Solidarność, pierwszy wolny związek zawodowy i rządzący komuniści zaczęli się bać, że stracą władzę. W 1981 roku wprowadzili stan wojenny, który zawiesił swobody obywatelskie np. wprowadzono godzinę policyjną, zabroniono zgromadzeń i swobodnego poruszania się po kraju, zdelegalizowano wolne związki zawodowe. Za najdrobniejsze wykroczenia groził sąd i więzienie. Działaczy związkowych i opozycję internowano.
W połowie lat 80 - tych znacznie pogorszyła się sytuacja gospodarcza Polski i krajów bloku wschodniego. W sklepach brakowało podstawowych artykułów spożywczych, przemysłowych, benzyny… Ludzie mieli już dość wszelkich ograniczeń, kłopotów z zaopatrzeniem, ingerencji władzy we wszystkie dziedziny życia i kiedy w lutym 1988 roku rząd ogłosił wysokie podwyżki cen żywności i innych artykułów nie wytrzymali i wkrótce fala strajków i protestów ulicznych ogarnęła cały kraj. Zdesperowane społeczeństwo przestało się bać i na ulicy, w zabarykadowanych fabrykach domagało się nie tylko godnego życia, ale i reform gospodarczych i politycznych.

M.W. - W jakich okolicznościach władza zadecydowała o organizacji wolnych wyborów
 w czerwcu 1989 roku?
Z.S.
- Władza była zaskoczona rozmiarem strajków i politycznymi żądaniami oraz determinacją społeczeństwa. Wszyscy już zrozumieli, że wojsko i milicja nie są już tak skłonne do tłumienia buntów
i obawiali się, że jeśli nie dojdzie do pokojowych rozmów z opozycją to skończy się to, rozlewem krwi
 i długotrwałą  bratobójczą walką. Komuniści przestraszyli się i w grudniu 1988 r. na zwołanym plenum Polskiej Partii Robotniczej postanowili rozpocząć rozmowy z nielegalną wówczas solidarnościową opozycją. Rozmowy te były trudne, bo obie strony miały własne cele: komuniści chcieli utrzymać władzę, a opozycja dążyła do demokratyzacji kraju i radykalnych reform politycznych i gospodarczych. Doszło
w końcu do porozumienia, że zasadnicze rozmowy będą się toczyć przy Okrągłym Stole. Rozpoczęły się
 6-go lutego 1989r. i trwały do 5-go kwietnia. Tam zapadła decyzja o zmianie ordynacji wyborczej, utworzeniu senatu  i wyznaczono termin nowych, szumnie nazwanych wolnych wyborów do sejmu na czerwiec 1989 r.

M.W. - Jaka atmosfera panowała przed tymi wyborami i jakie nadzieje wiązali z nimi Polacy?
Z.S. - Był to czas wielkiej radości, ale i wielkich obaw o to, czy uzgodnienia Okrągłego Stołu zostaną zrealizowane. Nie wierzyliśmy, że rządzące od tylu lat komunistyczne partie zgodzą się na oddanie władzy, tym bardziej, że słychać było "groźne pomruki " ze strony bratnich krajów socjalistycznych,
a Polacy znali ich skłonność do zbrojnej interwencji, którą oni uznawali za pomoc. Odetchnęliśmy z ulgą kiedy sejm dokonał nowelizacji konstytucji, przyjął nową ordynację wyborczą, a rząd zarządził wybory do obu izb parlamentu  na dzień 4 i 18 czerwca 1989 r. Wierzyliśmy, że opozycja wygra te wybory
 i w końcu skończą się rządy PZPR i bratnich partii komunistycznych, a przyjaciół Polski będziemy wybierać sami. Czy wiesz, że  w naszej konstytucji istniał zapis o wiecznej przyjaźni ze Związkiem Radzieckim? To było chore!
M.W. - Czy Pana zdaniem te wybory parlamentarne były dobrym pomysłem? Czy stały się początkiem czegoś nowego?
Z.S.
- To był doskonały pomysł, bo komuniści święcie wierzyli, że wygrają te wybory, a to osłabiło ich czujność. Wiedzieli, że społeczeństwo jest podzielone, że jest wielu ludzi, którym ich rządy odpowiadają, że są grupy, które boją  się nowego i nieznanego, że jest wielu, którzy obawiając się interwencji zbrojnej Związku Radzieckiego zaakceptują ich rządy. Wygranie przez solidarnościową opozycję tych wyborów było pierwszym krokiem ku demokratycznemu państwu, które swoje problemy rozwiązuje przy pomocy dialogu, a nie siły. Takie państwo mogło zagwarantować Polakom wolność słowa, wyznania, swobody obywatelskie, czyli to, czego u nas nie było.
M.W. - Czy ludzie mieli poczucie, że wreszcie mogą sami, w jakiś sposób decydować o sprawach kraju?
Z.S.
- Co było wtedy zaskakujące - ludzie zdali sobie sprawę z tego, że idą na wybory, bo chcą, a nie dlatego, że muszą. We wszystkich poprzednich wyborach frekwencja wynosiła ponad 99%.W tych, poszło do urn wyborczych
niewiele ponad 62%. Już się nie bali, poszli ci, którzy chcieli, wiedząc, że wybierając posłów, mają wpływ na to,
jaka będzie Polska. We wszystkich lokalach wyborczych  znajdowali się obserwatorzy, którzy czuwali nad prawidłowym przebiegiem wyborów. To dawało poczucie bezpieczeństwa, że nie dojdzie do ich sfałszowania. Nie było nachalnej propagandy "Głosuj bez skreśleń" i można było bez obaw wejść do kabiny i dokonać wyboru bez wzbudzania podejrzeń. To wszystko było czymś nowym i ludzie naprawdę czuli, że mogą zmienić kraj, w którym żyją.
 
M.W. – Jakie konsekwencje dla Polski miały te wybory?
Z.S.
- Zwycięstwo opozycji i klęska władzy komunistycznej stworzyły nową sytuację polityczną. Choć generał Jaruzelski został wybrany Prezydentem przez Zgromadzenie Narodowe (1 głosem !)to jednak zaproponowany przez niego premier nie zdołał utworzyć rządu. Wtedy do władzy doszła opozycja
 i powołano pierwszy niekomunistyczny gabinet, na czele którego stanął, wywodzący się z Solidarności, premier Tadeusz Mazowiecki. Przyspieszyło to zmiany konstytucyjne, reformy ustrojowe i gospodarcze,
 i w efekcie powstanie demokratycznego państwa III Rzeczpospolitej.

M. W. - Mówi się , że wybory te nie były do końca wolne. Co Pan o tym sądzi?
Z.S -
To prawda! Wolne były tylko wybory do senatu, w których opozycja uzyskała na 100 mandatów aż 99. Natomiast wybory do sejmu nie były do końca wolne. Przy Okrągłym Stole ustalono, że opozycja otrzyma  tylko 35% mandatów, pozostałe 65% należało do komunistów i ich zwolenników. Najważniejsi z nich znaleźli się na Liście Krajowej, pozostałych wyłoniono w okręgach wyborczych. Każdy
 z kandydatów musiał uzyskać ponad 50% głosów aby otrzymać mandat. Ponieśli jednak klęskę. Z Listy Krajowej wymaganą większość uzyskało tylko 2 kandydatów, z innych też niewielu. 18 czerwca odbyła się druga tura wyborów uzupełniających. Miejsca przegranych w I turze (t.zw. twardogłowych) zajęli inni, mniej radykalni. To była ostateczna klęska komunistów mimo że wybory do sejmu nie były w pełni wolne.

M. W. - Czy inne państwa Europy Wschodniej, które były w sytuacji podobnej jak Polska zazdrościły nam tych wyborów? Jak je postrzegali?
Z. S.
- Wiesz jak nazywaliśmy te państwa? Demoludy - my też do nich należeliśmy! W końcu lat 80-tych mogliśmy już bez większych przeszkód wyjeżdżać do bratnich krajów. Ludzie tam byli spragnieni informacji co się u nas dzieje. Spotykaliśmy się tam z wielką sympatią dla naszych przemian. Wyraźnie nam zazdrościli i gratulowali odwagi. Byliśmy dla nich takim symbolem walki o lepsze życie
 i demokrację, której też pragnęli. Zresztą zachęceni naszymi zwycięskimi wyborami już latem 1989r. rozpoczęli
swoją drogę do wolności, a jesienią runął mur berliński i to był koniec komunistycznych rządów w Europie.
M. W. - Jak dziś z perspektywy 25 lat ocenia Pan te wybory?
Z. S. - To chyba najtrudniejsze pytanie! Trzeba wiedzieć, że wygrana w tych wyborach była nie tylko zaskoczeniem dla komunistycznego rządu, ale i zwycięskiej opozycji. Nie była ona jeszcze do końca przygotowana do przejęcia władzy. Demokracji trzeba się nauczyć a to trwa. Stąd wiele błędów, podzielone społeczeństwo i czasem rzeczywistość, która nie napawa optymizmem. Niemniej jednak te wybory, moim zdaniem, to najważniejszy krok jaki zrobiliśmy by być suwerennym, demokratycznym państwem.
M .W. - Dziękuję Panu za rozmowę, która była dla mnie inną lekcją historii.


         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz